Pamiętam jak 6 lat temu, w tak słoneczny dzień jak dziś wsiadłem w pociąg do Lublina.

W Lublinie nie byłem nigdy dłużej niż przejazdem, a mam tam prawie rzut beretem, więc czemu nie?

Wziąłem w plecak książkę, więc droga minęła w okamgnieniu. Książkę już znasz, bo pisałem o niej wczoraj.

Na jej 46 stronie przeczytałem takie słowa:

„Zacząłem pracować w Fabryce Froterek do Dywanów Bissella w lutym, jako młodszy księgowy, za 40 dolarów miesięcznie. W listopadzie podniesiono mi pensję do 75 dolarów. Byłem teraz głównym księgowym i na moim stanowisku nie było już szans wspiąć się wyżej.

Zacząłem myśleć w ten sposób: księgowy to wydatek dla firmy. W każdym biznesie wydatki się ogranicza. Nigdy nie będę wart więcej niż każdy inny człowiek, który potrafiłby wykonywać moją pracę.

Duże pensje wypłaca się akwizytorom, ludziom, którzy załatwiają zamówienia, lub ludziom w fabryce, którzy redukują koszty. Oni wykazują zyski i oni mogą życzyć sobie rozsądnego udziału w tych zyskach. Rozumiałem różnicę między osiąganiem zysków i wydatkami w biznesie i nie chciałem być po stronie tych przynoszących debet.”

Studiowałem 5 lat, żeby być nauczycielem, ale nauczycielem nie zostałem.

Pewnego dnia spisałem na kartce adresy każdej szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły  średniej w Kielcach. Potem chodziłem od drzwi do drzwi sekretariatów, żeby złożyć CV i porozmawiać, choć chwilę z dyrektorem szkoły.

Wszędzie tylko słyszałem:

“Taki młody i szuka pracy?”

“Raczej będziemy zwalniać niż zatrudniać.”

Mieli się odezwać jakby co, ale nikt się nie odezwał.

A nie, przepraszam, jedna szkoła się odezwała. Z Warszawy, bo CV słałem po całej Polsce.

Kilka godzin podróży pociągiem z Kielc do Warszawy, żeby dowiedzieć się, że Pani dyrektor zapomniała o spotkaniu i dziś jej nie będzie.

Wtedy byłem zły, zrezygnowany i bez kasy, ale dziś z perspektywy tych 6 lat mógłbym napisać list każdej z tych szkół z podziękowaniem, że nigdzie nie było etatów, czasu, ani chęci na rozmowę.

Poszedłem w inną stronę. Nie miałem pojęcia czy się uda, ale coś mi podpowiadało, że jestem na dobrej drodze.  

Po co Ci o tym piszę?

Bo być może do Ciebie też kiedyś ktoś powiedział:

-a co Ty w życiu osiągnąłeś?

-a co Ty masz?

-a kim Ty w ogóle jesteś?

Może nawet nie powiedział Ci tego wprost, ale spojrzał na Ciebie dokładnie takim spojrzeniem jakby chciał Ci to wykrzyczeć w twarz.

To są zadry, które mocno siedzą w głowie. Większość chce je wyjąć, wyrzucić, zapomnieć.

Nawet jeżeli wyrzucić je, to zostaje blizna. Ale gdy nauczysz się te małe drzazgi zmieniać w grube belki, a potem mosty, które prowadzą Cię do większej skuteczności, szczęścia, sukcesów, to stajesz się nie do zatrzymania.

Nadzieja to silny zakupowy bodziec. Codziennie mnóstwo osób puszcza na chybił trafił swoje kupony w Lotto, żeby choć przez chwilę czuć się jak milioner.

Ja proponuję Ci zajrzeć trochę głębiej, do tego, co trwałe i co ciężko wyrzucić z głowy. Do ciemniejszego świata klienta. Tego, który nie pachnie kuponem Lotka, ale pachnie prawdziwą, brudną motywacją pełną drzazg. Tego świata, w którym pełno złości, goryczy, gniewu – na coś, na kogoś.

Tam znajdziesz coś niewidocznego dla większości copywriterów zapatrzonych w swój produkt.

Chęć parcia do przodu, za którą stoi gniew, złość, by pokazać, na co mnie stać.  

Pokaż swojemu klientowi świat, w którym ON dzięki Twojemu produktowi jest nie do zatrzymania. Taki świat, w którym jego wróg widząc jego sukcesy, spuści głowę i ze wstydem odejdzie.

Świat, w którym nie ma miejsca na pytanie: a co Ty w życiu osiągnąłeś?

Udostępnij na Facebooku!