Za każdym razem, gdy siadam do pisania nowego tekstu, oblatuje mnie głęboki strach.

Kiedyś ten strach podsumował David Ogilvy mówiąc:

Copywriter żyje w ciągłym strachu. Czy wpadnie na ten świetny pomysł do wtorku rano? Czy klient ten pomysł kupi? Czy dobrze wypadnie na testach? Czy sprzeda produkt? Mnie samemu nie zdarzyło się usiąść do pisania bez strachu, że TYM RAZEM SIĘ NIE UDA.

Skoro sam David Ogilvy żył w ciągłym strachu, to czym ja mam się przejmować? Ale nie zawsze tak było…

Pamiętam jak półtora roku temu siedziałem na łóżku w sypialni z laptopem na kolanach i czekałem na mejla od klienta.

Napisałem dla niego kolejkę trzech mejli. Testowałem nowy sposób pisania i nie miałem pojęcia, czy będzie kompletna klapa, czy rekord sprzedaży? Pisałem wcześniej w bardzo bezpieczny sposób. I o tym bezpieczeństwie przypomniałem sobie wczoraj, robiąc audyt copywriterski dla klienta.

Widzę to wyraźnie przy każdym audycie. Autor pisze płasko i tylko o produkcie. Jasne, wielu z nich nie wie, że można inaczej, inni nie wiedzą jak to zrobić, a jeszcze inni boją się pisać o emocjach, bo to nieprofesjonalnie.

A ja tamte mejle napisałem bardzo nieprofesjonalnie. I czekając na wyniki sprzedaży, czułem się jak mała myszka załapana przez kota, której wali serce.

Pracowałem wtedy jeszcze na etacie. Wracałem pociągiem do domu i myślałem kim jest mój klient. Ale wiesz, nie tak, że ma problemy X.Y,Z. Naprawdę “popłynąłem” i wszedłem mu do głowy.

Tak się wkręciłem, że przegapiłem prawie stację, na której wysiadałem. W domu przepisałem wszystko do komputera. Napisałem te mejle w zupełnie inny sposób. O produkcie wspomniałem, gdzieś dopiero na szarym końcu tego mejla.

Pamiętam jak dziś, gdy przyszły te wyniki sprzedaży na mojego mejla. Spojrzałem i nie wierzyłem. Czytałem tego mejla kilka razy. Czy to nie jakaś pomyłka?

Przecież niektórzy mają takie CTRy swoich mejli, a tu była taka sprzedaż.

No cóż, moje nowe podejście się sprawdziło, ale ono wtedy wydawało mi się takie nieprofesjonalne. I powiem Ci, że dalej takie mi się wydaje. Stąd ciągle ten mój strach, niepewność z tyłu głowy, czy tym razem znów się uda?

A co to w ogóle za podejście?

Pisanie prosto z serca. Bądź marzycielem, gdy piszesz. Pisz z głową w chmurach, a edytuj z dupą na ziemi. Piszesz sercem, edytujesz głową.

I pisz szybko, bo gdy za dużo myślisz, nic dobrego z tego nie wychodzi. Zaczynasz się zastanawiać i zamiast wylewać z siebie słowa podszyte emocjami, zaczynasz je wypychać z siebie na siłę.

Ale będziesz miał problem, by zacząć tak pisać. Taka zmiana nie dzieje się od razu. Bo boisz się “puścić” swoją wyobraźnię. Wydaje Ci się, że to będzie za mało “profesjonalne”. Musi przecież być “ten produkt składa się z części X, dzięki temu zyskujesz korzyść Y”.

To jest techniczne pisanie, od linijki. Czy jest coś złego w takim pisaniu? Nie wiem, czy złego, ale żeby sprzedawać naprawdę dużo, musisz zajrzeć głębiej, pod słowa.

I uwierz mi, zawsze, gdy zaglądam pod te słowa głębiej, gdy mam w głowie reguły, ale nie trzymam się ich sztywno, wtedy pisze mi się lekko, na luzie, bez presji, a przecież o to w tym chodzi, żeby to pisanie sprawiało dziecięcą radość.

Udostępnij na Facebooku!