Można pojechać na mundial, zdobyć medal i …  go nie dostać?

Można…

Pewnie pomyślisz … pech, dyskwalifikacja, doping.

Nic z tych rzeczy. Historia jest banalna.

Znasz ją?

Mistrzostwa Świata. 85 minuta meczu Nigeria – Chorwacja.

Trener Chorwatów chce wpuścić na boisko rezerwowego napastnika Nikole Kalinića.

Niestety, Kalinić sygnalizuje ból pleców, dając trenerowi do zrozumienia, że nie da rady wejść na boisko.

No trudno, kontuzja to kontuzja.

Na drugi dzień trener … wyrzuca go z kadry!

Co???!!! Za ból pleców???

Niestety.

Chorwat pojechał do domu i już tylko z ekranu telewizora oglądał jak jego koledzy, odbierają srebrne medale mistrzostw świata.

Po meczy na jaw wyszła cała prawda o kontuzji.

Okazało się, że to nie pierwsza taka “kontuzja” Kalinića.

W rzeczywistości symulował uraz, czym manifestował niezadowolenie z tego, że nie gra od pierwszej minuty.  

Trener miał dosyć rozkapryszonej gwiazdy i odesłał ją z hukiem do domu.

Dlaczego Ci o tym piszę?

Bo czasem w kontaktach z klientem zachowujemy się jak obrażalski napastnik. Niby dorosły facet, a jednak. Dotknięte ego boli.

Obrażamy się, że klient ma inną wizję.

Że uważa, lepsze teksty za kompletnie mu nie potrzebne.

Że nie widzi nas w “pierwszym składzie” do zlecenia. Że korzysta z usług kogoś “gorszego” i tańszego od nas.

Ego boli. Ciężko przełknąć tego gorącego ziemniaka.

A może klient jeszcze teraz nie jest gotowy na zakup od Ciebie?

Słowem klucz jest słowo “TERAZ”.

Nie chce Ci jeszcze dać od razu całego dużego zlecenia. Woli na początek mniejsze. Na razie za mniejsze pieniądze.

Pogodzisz się z tym?

A gdy się sprawdzisz, a obecny dostawca zawiedzie, Ty wskoczysz na jego miejsce, do pierwszej jedenastki, bo będziesz naturalnym wyborem.

Bo zawsze byłeś. Nie obrażałeś się. Miałeś chęć gry.  

Wielu copywriterów chce od razu pisać za duuuuże pieniądze, dla klientów z TOP 3 Google. Ale nie mają pokory do swoich umiejętności, a gdy ktoś im odmówi… wiesz, jak reagują.

Pamiętam, gdy na trzecim roku moich studiów zaczynałem pisać. Gdzie mi tam w głowie było pisanie tekstów sprzedażowych, za 100, 1000, 2000 zł i więcej.

Klepałem teksty za 1,20 zł za tysiąc znaków, żeby mieć kasę na czynsz za akademik.

Póóóóóźniej, z czaaaaasem przyszły większe pieniądze. Więksi klienci. Ale ja też byłem “większy”, bardziej pewny siebie w pisaniu. Rosły moje copywriterskie mięśnie.

Ale to wszystko wymagało czasu i mnóstwo treningu z kartką i długopisem. Nic z nieba nie spadło i pozwoliło dojść do miejsca, w którym teraz jestem.  

Wczoraj na przykład napisałem krótkiego mejla do klienta. Sześć zdań. Odpowiedziałem na jego pytanie, pokazując uczciwie, co wymaga zmian na stronie i dlaczego.

A on odpisał po minucie: “to zdecydowanie też poproszę”.

Wydaje u mnie kilka tysięcy złotych, zna mnie, ufa mi.  

A wszystko dlatego, że nie obraziłem się na niego, gdy chciał mnie sprawdzić. Gdy chciał mnie poznać osobiście, bo nie uwierzył od razu, że mogę mu pomóc.

Mogłem się obrazić na niego, że po usłyszeniu mojej ceny mówi, że jest ona absolutnie nie do przyjęcia. Wkurzyć się że chce się ze mną spotkać, zamiast pogadać przez telefon.

A żeby spotkać się z nim na 30 minut, musiałem wstać o 5.00 i być w domu po południu.

Bądź cierpliwy, rób swoje i pomagaj klientowi dojrzewać do zakupu, sygnalizując mu ciągle, że jesteś gotowy.

Tak jak mini-podręcznik z 44 technikami zwiększenia skuteczności reklamy. Pobierzesz go za darmo pod tym linkiem >>>  

Udostępnij na Facebooku!