Mało kto zna tę historię.  

W wieku 42 lat, po 17 latach pisarskich zmagań głównie z samym sobą został zawodowym pisarzem.

Napisał scenariusz do filmu, z którym krytycy lekko mówiąc nie obeszli się delikatnie. Jedna z recenzji brzmiała:

“Ronald Shusett i Steven Pressfield. Ze względu na ich rodziców mamy nadzieję, że nie są to ich prawdziwe nazwiska”.

Pressfield był zdruzgotany, o czym świadczą jego słowa:

“Miałem czterdzieści dwa lata, rzuciłem w życiu wszystko, by spełnić marzenie o byciu pisarzem; teraz w końcu mam swoje nazwisko na afiszu hollywoodzkiej produkcji, z Lindą Hamilton w roli głównej, i co się dzieje? Jestem beznadziejny, jestem frajerem. Moje życie jest bezwartościowe, podobnie jak ja”.

Na szczęście jego przyjaciel Tony Keppelman wyrwał go z przygnębienia mówiąc mu:

“Jesteś gdzie chciałeś być, czyż nie? Teraz przyjmujesz kilka ciosów. To jest cena za znalezienie się na arenie. Nie siedzisz już na ławce rezerwowych. Przestań narzekać i bądź zadowolony”.

Ta historia pochodzi z książki Stevena Pressfielda “Do roboty”.

Na tym blogu piszę o copywritingu, więc to co ma z nim wspólnego?

Copywriterem nie stajesz się z dnia na dzień. Nie stajesz się nim po jednym dobrym tekście. To proces, pisanie, przyjmowanie ciosów, dążenie dziś do bycia lepszym niż było się wczoraj. Wstawania z ławki rezerwowych.

Przyjmowania ciosów…

Są takie momenty w życiu, gdy zdajesz sobie sprawę jakbyś żył nie pod swoim nazwiskiem.

Widok rano w lustrze się zgadza. Dane w dowodzie te same, a mimo to nie poznajesz się.

Idziesz spać rozgoryczony, bo znowu nie zrobiłeś tego co miałeś zrobić i nie rozumiesz dlaczego.

Chcesz być bardziej skuteczny, mieć od życia więcej, ale brakuje Ci napędu.

Siedzisz na ławce rezerwowych, nie potrafisz się z niej podnieść. Biernie oglądasz widowisko, na którym inni zabierają Ci sprzed nosa, z Twojego stołu splendor, pieniądze, klientów. A Tobie zostają okruchy.

Czujesz jakbyś przez 8,10,12 godzin na dobę oddychał nie swoim powietrzem. Od 8 do 16 żyjesz pod czyjeś dyktando, a po 16 żyjesz życiem innych.

Jakbyś wynajmował innym swoje płuca, by oni mieli więcej z życia, a Ty ciągle wegetował na głębokim wdechu, by zachować podstawowe funkcje życiowe, sapiąc ciągle w strachu z nadzieją, że Ci wystarczy.  

Byłem kiedyś w tym miejscu i wiem, że nie chcę do niego wracać. Wyjście stamtąd wymagało sporo pracy i dalej jej wymaga.

Przestałem skupiać się na tym czego nie chcę, a zacząłem dostawać to po co świadomie wyciągam ubrudzoną pracą rękę. Konsekwentną pracą. To uwalnia sporo energii.     

Tak, dalej dostaje od życia ciosy, dalej czuję Opór, dalej nie chce mi się robić tego co ma być zrobione. Ale wraz z ilością małych zwycięstw wiesz, co się zmienia?

Ten codzienny Opór dziś już zastanawia się przed każdym kolejnym ciosem, bo wie, że ja już nie tylko przyjmuje ciosy, ale też potrafię podnieść na niego rękę.

I tak samo jest z pisaniem…

Nie zaczniesz pisać świetnych tekstów, które sprzedają, gdy będziesz bał się swoich słów. Bał się krytyki. Gdy na samą myśl, że masz pokazać światu to co napisałeś, będziesz cały mokry.

Jednym z najprostszych, pierwszych kroków, które znam by zmienić to zawirusowane oprogramowanie, które masz w głowie jest przesłuchać wywiad, który znam już prawie na pamięć.

Rafała Mazura z ZenJaskiniowca przepytuje Adrian Gorzycki z Przygody Przedsiębiorców >>>

Rafała czytam od prawie roku, mam na dysku większość jego produktów i mogę powiedzieć, że “wyremontował” mój stan ciała, stan ducha, stan konta i pomógł wyrobić mi nawyk wygrywania.    

Udostępnij na Facebooku!